etusik
Rozmówca
Dołączył: 05 Lut 2008
Posty: 35
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 13:34, 05 Lut 2008 Temat postu: Opowiadania zagubionej studentki ^^ |
|
|
Tu będę wrzucać swoją mniej, lub bardziej radosną twórczość ^^ Kto chce niech czyta kto nie to nie ;p łaski bzy ;p
Od razu mówię, że większość to będą romansidła ;p
O miłości zakazanej, tragicznej w skutkach.
Wiedziała, że nie może zasnąć. Wiedziała, że jeśli tylko zamknie powieki, od razu nawiedzą ją obrazy dnia poprzedniego. Wszystko było takie świeże, takie nowe, takie bolesne. Kumulowało w niej cierpienie jakiego jeszcze dotąd w swoim krótkim życiu nie czuła. Chciała zapomnieć. Chciała przestać myśleć. Ale gdy tylko starała się odsunąć od siebie złe obrazy, one wracały ze zdwojoną siłą. Jak jakiś zaklęty bumerang.
Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Otarła ją wierzchem dłoni. Poczuła piekący ból. Rana jeszcze się nie zagoiła. Ale była niczym w porównaniu z jej raną na sercu, która nigdy się nie zabliźni i zawsze będzie krwawiła tak jak krwawi teraz i jak krwawiła gdy musiała podnieść rękę i wypowiedzieć to zaklęcie. Jakby była wynikiem przecięcia nożem przesiąkniętym trucizną.
Odetchnęła głęboko i dostrzegła w drzwiach swoją służącą. Uśmiechnęła się do niej blado czym dała pozwolenie na wejście do jej komnaty.
- Panienko Silije, powinna panienka odpoczywać.
Opadła na poduszki i zaczęła wpatrywać się w skąpany w mroku sufit.
- Nie spała panienka całą noc, prawda? – zapytała służąca.
Kiwnęła głową i przełknęła głośno ślinę Jeżeli jej matka się o tym dowie, znów będzie przy niej czuwała. A ona tego nie zniesie. Znów ją przegna, znów się pokłócą, znów będzie musiała przepraszać. Miała tego dość.
- Czuję się wyśmienicie – odparła Silije i podniosła się opuszczając nogi na podłogę. Wstała z łóżka.
- Panienko Silije! – służąca rzuciła się do niej prosząc, by ponownie położyła się w łóżku.
- Nie - odparła Silije – zostaw eliksir, który przyniosłaś od mojej matki, po czym zostaw mnie samą z łaski swojej.
Służąca spoglądała jeszcze na nią przerażona, po czym postawiła na stoliku buteleczkę z eliksirem, skłoniła się nisko i opuściła komnatę.
Silije spojrzała na napój, wzięła go do ręki i upuściła. Buteleczka zbiła się z trzaskiem o posadzkę. Dziewczyna upadła na kolana tuż obok szkieł i zaczęła szlochać.
Była Elfką. Lady Silije de Farrow. Potomkinią królów i następczynią tronu. Następczynią, jeśli tylko znajdzie odpowiedniego, godnego kandydata na męża. Ona, dziedziczka.
Wzięła do ręki kawałek szkła i przyglądała mu się dłuższy czas. Zacisnęła na nim palce i po chwili poczuła na nadgarstku gorącą smugę krwi. Docisnęła mocniej i pociągnęła rozcinając skórę i żyły. Szkarłatna plama na jej wytwornej sukni powiększała się z każdą kroplą skapującą z jej ręki. Dłoń trzymająca szkiełko zadrżała po czym palce upuściły to samobójcze narzędzie.
Silije odetchnęła głęboko. Wstała i otworzyła drzwi wychodząc na korytarz.
Mrok już zacieśniał swe więzy. Zamek spowiła ciemność. Powoli wszystko udawało się na zasłużony po całym dniu spoczynek. Zaczynała się noc.
Elfka przemierzała korytarze nie natknąwszy się na nikogo. Przebyłą drogę znaczyła kroplami swej królewskiej, niemalże błękitnej krwi. Gdy tylko o tym pomyślała, miała ochotę wybuchnąć zimnym, pustym śmiechem. Jednak się powstrzymała. Chciała dotrzeć tam gdzie zamierzała niezauważona. Nie chciała zwracać na siebie uwagi. Chciała wypełnić to, co sobie założyła.
Skręciła w lewo i weszła do jednej z królewskich komnat. Podeszła do tronu na którym zawsze spoczywała witając gości. Odwróciła się w prawo i ujrzała zamkniętą, przeszkloną gablotę. Podeszła do niej i wyciągnęła prawą dłoń. Skupiła całą swą uwagę na tejże gablocie. Coś kliknęło i pokrywa podniosła się. Na wyściełanym czerwonym suknem miejscu leżał jej wykuty w złocie diadem. Wzięła go do rąk i założyła na głowę. Spojrzała w lewo w ogromne lustro.
Miała zaledwie 18 lat. Była szczupłą, platynową blondynką. Dopasowana suknia leżała na niej wyśmienicie. Nie potrzebowała gorsetu.
Cienki jedwab zaszeleścił, gdy zrobiła krok do przodu. Chciała uważniej przyjrzeć się swej twarzy. Potrząsnęła głową. Długie włosy spływały jej prawie do pasa. Smutne, niebieskie oczy spoglądały spod kurtyny jasnych rzęs. Jej różowe usta wykrzywił grymas odrazy. Brzydziła się sobą.
Zawróciła i już kroczyła korytarzem zmierzając w stronę Wieży Astronomicznej. Każdy krok odbijał się cichym echem od ścian. Z portretów na nich zawieszonych spoglądały na nią twarze jej znakomitych przodków.
Zakręciło jej się w głowie. Musiała stracić dużo krwi.
- Jeszcze trochę – mruknęła do siebie – Jeszcze tylko trochę…
Stanęła przed ogromnymi wrotami prowadzącymi na schody Wieży Astronomicznej. Najwyższej wieży zamku Farrow. Przeszła przez nie i zaczęła wspinać się. Stopień po stopniu. Zmęczona. Niespokojna niczym przestraszone dziecko. Wydawało jej się, że ktoś ją śledzi. Odwróciła się. Nie, to tylko złudzenie.
Oparła się o ścianę i spojrzała w górę. W ciemnej klatce schodowej płonęły zawieszone na ścianach pochodnie. Sięgnęła po jedną i ruszyła dalej. Po woli zaczynała odczuwać ból w bosych stopach, ale nie dbała o to. Musiała dotrzeć na szczyt.
Ostatkiem sił pokonała resztę stopni. Wyszła na otwartą przestrzeń. Jej włosami zatargał zimny wiatr. Jej ciało przeszył dreszcz.
Niebo mieniło się tysiącami gwiazd. Było takie piękne. To tu się spotkali po raz pierwszy. I wiedziała, że spotkają się też po raz ostatni.
Upadła upuszczając pochodnię. Ogień zajął jej suknię. Okropne gorąco trawiło jej skórę. Płomienie mieszały się z krwią.
Uśmiechnęła się.
Nagle poczuła, że ktoś chwyta ją za dłoń. Chciała się wyrwać, ale nie miała siły. Uniosła lekko głowę i spojrzała w oczy przybyszowi. Tak jak wtedy. Pojawił się znikąd, a jednak był człowiekiem. Teraz był już tylko zjawą. Pozostałością po mężnym rycerzu znad Arsenii. Obrońca króla Atrhorna. Jego jedyny syn. Książę Albert.
- Silije… - szepnął bardzo cicho. – Przecież jesteś nieśmiertelna. Dlaczego rujnujesz swe piękne, nieskończenie długie życie? Dlaczego chcesz umrzeć? Dlaczego w taki sposób? Dlaczego sobie nie pomagasz? Przecież masz moc uzdrawiania.
- Albercie… - mruknęła – Jeszcze nie zrozumiałeś dlaczego to robię? By być z tobą… By się połączyć swoją duszą z twoją duszą. By odkupić grzechy, by zamazać winę, by stać się ciebie godną.
- To ja nigdy nie byłem ciebie godzien.
Przytulił ją, choć jej ciało trawił ogień. Pomógł jej wstać. Cały czas czuła na swej dłoni chłód jego dłoni. Podeszła do krawędzi wieży i wyjrzała. Nic nie było widać. Przepaść. Wspięła się i jak wielka pochodnia stanęła na brzegu. Spojrzała na młodzieńca, który nadal trzymał ją za rękę i runęła w dół. Zawyła jeszcze ostatni raz. Te kilka sekund, kiedy spadała wydawały się wiecznością. Wiecznością, którą przecież miała ze sobą.
Wreszcie zamknęła powieki. Przed jej oczyma momentalnie stanęły obrazy z wczoraj.
Zanosiła się płaczem. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Jej ukochany, jej jedyny stał naprzeciw niej i mierzył w nią mieczem. Przeklętym mieczem Urkhów.
- Albercie! – krzyczała – Odrzuć miecz!
- Nigdy dziwko! Teraz to ja jestem panem! Nie ty, nie twój ojciec, nie mój ojciec, ja! Ja, Wielki Król i Władca Świata!
- Nieee! – wyła dławiąc się własnymi łzami.
Wiedziała, że został wykorzystany. Że nigdy z własnej woli nie wziął by do ręki tego miecza. Nie dbał o władzę. Chciał tylko być z nią. To wszystko było uknute. Jej ojciec spiskował z Wiedźmą. To ona we śnie pokierowała go do miecza, który go opętał. Wiedział, że Silije będzie musiała go wtedy zabić. I nigdy nie będą razem.
Albert zamachnął się na swą młodziutką kochankę.
- Silije! – wrzasnął jej ojciec, przerażony, że jedna może dać się mu zabić.
Jednak Silije zamknęła oczy. Już wtedy zaprzysięgła sobie zemstę na ojcu.
Uniosła dłoń i w myślach wypowiedziała zaklęcie. Złoty promień przeszył młodzieńca w miejscu, gdzie jeszcze przed sekundą biło jego serce. Przerażenie odbiło się na jego twarzy, która już za chwilę przybrała pusty wyraz. Albert zwalił się ciężko pod jej stopy a ona omdlała.
Spadała teraz ku śmierci. Ku nieuniknionemu. Wiedziała, że jej matka nie może mieć już dzieci. Że była jedyną następczynią. Swoją śmiercią sprawi, że jej ród wygaśnie. To miała być zemsta.
Zdążyła jeszcze tylko objąć swój brzuch. W niej samej żyło jeszcze jedno życie. Ale jej rodzice nigdy by go nie zaakceptowali. Było bowiem spłodzone przez człowieka, czyli według ich mniemania, rasę gorszą, brudną, skalaną.
Otworzyła oczy i uderzyła z hukiem w brukowaną ulicę.
Gdzieś na odległym wzgórzu zawył wilk. Oddał hołd zmarłej księżniczce.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez etusik dnia Śro 13:23, 06 Lut 2008, w całości zmieniany 1 raz |
|
Gromateist
Administrator
Dołączył: 18 Wrz 2007
Posty: 131
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 15:13, 05 Lut 2008 Temat postu: |
|
|
Przyznam, że nie przepadam za romansidłami, ale opowiadanie na prawdę mi się podoba Przede wszystkim niezły styl, świetne opisy emocji i czuć klimat i nastrój opowiadania. Nie spodziewałem się, że będzie to jakieś fantasy - przyznam, że po tej zapowiedzi:
Cytat: | Tu będę wrzucać swoją mniej, lub bardziej radosną twórczość ^^ Kto chce niech czyta kto nie to nie ;p łaski bzy ;p Od razu mówię, że większość to będą romansidła ;p |
liczyłem raczej na coś pokroju taniego opowiadania z nieszczęśliwie zakochaną nastolatką... a pozytywnie się zaskoczyłem. Jedyne co mi wyraźnie nie pasuje to surowy opis zamku (właściwie tylko parę słów) który przynajmniej w moim odczuciu jawi się jako jakaś ludzka, kamienna forteca, a nie elfi zamek/pałac (chyba, że akurat tak to miało wyglądać). No i końcówka - dziewczyna rzuciła jednego czara i poradziła sobie z przeciwnikiem niczym ze zwykłym, szarym wojakiem. Czuje się pewien niedosyt faktów. W moim odczuciu brakuje tego realizmu, informacji, która podkreśliłaby, że faktycznie Silije byłaby zdolna zrobić coś takiego. Jest tylko wzmianka, że Silije ma moc uzdrawiania, pochodzi z królewskiego rodu itp, ale mi wydaje się to za mało, żeby siekać fireballami na lewo i prawo. No sporo niedopowiedzeń - kim był jej ojciec, o co chodziło z mieczem, co to za wiedźma itp.
edit:
I nie bardzo rozumiem końcówkę. Niby dziewczyna spada, a nagle widzi ojca, prowadzi dialogi itp. Kiedy to się dzieje? W locie? To są tylko jej myśli czy dzieje się to na prawdę? Później kiedy go już zabija (w locie?) piszesz: "Albert zwalił się ciężko pod jej stopy a ona omdlała." - jak ktoś może się komuś w locie zwalić pod nogi? bo później jest: "Spadała teraz ku śmierci. Ku nieuniknionemu.". Ciężko mi jest w ogóle wyłapać co tam jest prawdą, a co tylko jej wizją. I strasznie wysoka musiała być ta wieża
Tekst fajny, ale trochę zbyt dużo niedopowiedzeń sprawia, że ciężko go zrozumieć. Masz dobry styl, fajnie opisujesz emocje, ale trochę to wszystko nie trzyma się kupy i jest za bardzo chaotyczne.
No i bardzo fajny ostatni wers: "Gdzieś na odległym wzgórzu zawył wilk. Oddał hołd zmarłej księżniczce." Nie wiem jak to nazwać, taki smaczek, ale bardzo lubię takie coś
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gromateist dnia Wto 19:02, 05 Lut 2008, w całości zmieniany 8 razy |
|